-Witaj, Arturze! Cześć, Ron! O, i ty tu jesteś, Harry! I...Arturze, co to za ludzie?-spytała Andromeda witając nowo przybyłych.
-Droga Andromedo, to wujostwo Harry'ego, Dursleyowie. Pan Vernon, pani Petunia i ich lekko zdziecinniały synek Dudley.-tu zniżył głos do szeptu, ale wuj Vernon stał zbyt blisko, by tego nie usłyszeć.
-Owszem, Dudley ma jeszcze parę cech z dzieciństwa...ale to nie powód, by nazywać go dzieckiem!-u wuja ,,herbatka" już przestała działać-Pewnie ci wariaci dosypali nam jakiegoś proszku do herbaty i tylko Dudziaczek zachował trzeźwość! A ten buhaj-tu wskazał na Harry'ego-nawet nie raczył zadzwonić by powiedzieć nam co jest z naszym domem!
Taki hultaj z niego!-teraz już nawet Petunia ocknęła się spod wpływu ,,herbatki".
-No dobrze, panie Dursley-wtrąciła lekko zażenowana Andromeda-proszę, aby pan wraz ze swoją żoną i dzieckiem poszli do sypialni w domu. tam czeka kolacja.
Dursleyowie zamarli. Jeszcze nigdy nie widzieli kogoś bardziej bezczelniejszego od nich.
-Dlaczego ich odesłałaś?-spytał pan Weasley, gdy Dursleyowie odeszli do sypialni, mrucząc coś pod nosem o złym wychowaniu.
-Spójrz w górę.-odparła Andromeda, podnosząc palec do góry.
Z góry widać było jak zwiększają się cztery czarne punkciki. W końcu powiększyły się tak, że można bylo w nich rozpoznać czterech śmierciożerców. Jeden z nich to był Antonin Dolohow. Drugi miał maskę, ale po włosach Harry rozpoznał Amycusa Carrowa. Dwóch pozostałych wyglądało na bliźniaków, w dodatku blondynów. Różnili się jedynie nosem, ponieważ u jednego z nich nos był duży, spiczasty i kościsty, a u drugiego nos miał profil grecki.
-No proszę proszę, kogo my tu mamy.-odezwał się po chwili ciszy Dolohow-Sam Harry Potter, zabójca czarnego pana. Phileasie, zabij go.
Blondyn z greckim nosem zaszarżował na Harry'ego. Andromeda chciała go osłonić, lecz Dolohow odepchnął ją.
-Expelliarmus!-wrzasnął Harry i śmierciożerca zwany Phileasem odleciał do tyłu. Jego różdżka spadła dokładnie pod nogi Rona, który skorzystał z okazji i krzyknął:
-Drętwota!
Rozległ się trzask i zdrętwiały Dolohow puścił Andromedę, w czasie gdy druga różdżka Rona celowała w Amycusa. Kolejny trzask i Amycus Carrow leżał odrętwiały na ziemi.
-Reductio!'-krzyknęła nagle Andromeda i po chwili drugi bliźniak leżał nieprzytomny na spalonym zaklęciem trawniku.
***
Tymczasem w Norze Molly Weasley przygotowywała obiad by powitać Harry'ego i Dursleyów. Po stracie Freda na pogrzeb przyjechała cała rodzina, a ponieważ wszyscy oprócz Billa, Charliego i Fleur wyjechali a George kupował Ginny stracone w bitwie o Hogwart podręczniki, tylko kilku z nich zostało do pomocy. Fleur gotowała zupę, pani Weasley drugie danie, a Bill i Charlie sprzątali dom. Nagle do kuchni wbiegł Charlie i krzyknął:
-Mamo, Greyback i Alecto Carrow! Kręcą się w okolicy!
-Greyback? Fenrir Greyback? Charlesie Weasleyu, co ty wygadujesz?!-spytała lekko przestraszona Molly.
-No sama zobacz! I mają Lovegoodów!
Molly na polecenie syna wyjrzała przez okno, jednak nikogo nie zobaczyła.
-I co Charlie, widać nie ma tu Carrow i Greybacka!-powiedziała z satysfakcją.
-Bo tu jesteśmy!-rozległ się chrapliwy głos. Odwrócili się i zobaczyli Alecto Carrow z trzema śmierciożercami. Za nią stał Fenrir Greyback, który trzymał za ręce skrępowanych Lunę i Ksenofiliusa Lovegoodów.
-A widzisz, mamo, mówiłem ci!-powiedział Charlie.
-Teraz dołączycie do tych dwóck kąsków! Te, stara i pomarszczona, ciebie nie zjem, twoja skóra jest zbyt chropowata. Za to ta mała blondi...o, i twój syneczek ,,Charlie" dołączycie do moich ofiar!-warknął zadowolony Greyback-I wiem jeszcze, że na pokątnej jest twoja córka. Jaka szkoda, że niedługo będzie wilkołakiem!-dodał.
-Nie, śmierdząca świnio-szepnęła do niego Molly-nic nie zrobisz moim dzieciom. Furnunculus!
Na twarzy Greybacka pojawiły się piekące bąble. Wilkołak zawył z bólu i zaczął tarzać się po podłodze.
-No, chyba gorzej już nie może wyglądać.-zaśmiał się Charlie.
-A wlasnie, ze moze! Oppugno!-krzyknęła Fleur, nadchodząca z kuchni. Natychmiast małe ptaszki zaatakowały Greybacka dziobiąc go. Wyglądał koszmarnie, pogryziony przez ptaki i poparzony przez bąble.
-Przykro mi, nie miałam wyboru.-odezwała się zlośliwie Alecto Carrow-Avada kedavra!
Zielony promień poleciał w stronę Ksenofiliusa Lovegooda, który usiłował się uwolnić. Uchylił się w ostatniej chwili.
Jeden z trzech pozostałych śmierciożerców wymamrotał coś pod nosem. Luna nawet nie zauważyła, kiedy dostała Cruciatusem. Zwinęła się w kłębek z bólu.
-Levicorpus!-to Bill wkroczył do akcji, podnosząc do góry Alecto. w kuchni sufit nie był za wysoki, więc uderzyła w żyrandol i straciła przytomność. Bill znowu coś wyszeptał i nieprzytomna śmierciożerczyni spadła.
Nagle do drzwi zaczęło się dobijać więcej śmierciożerców. Prawdopodobnie użyli Alohomory, ponieważ po chwili drzwi się otworzyły.
-Zawiadom Artura!-szepnęła Ksenofiliusowi na ucho pani Weasley.
Na działkę Andromedy Tonks przyjechali Aurorzy. Gdy wysiedli, zrobiło się jakoś zimno i cicho...
,,Dementorzy", pomyślał Harry i nie mylił się, bo wraz z Johnem Dawlishem i nieznaną mu Aurorką wysiadło z dziwnego wozu dwóch Dementorów. Wsadzili nieprzytomnych śmierciożerców do tylnej części pojazdu, a nieznana Aurorka powiedziała:
-Zobaczmy, Antonin Dolohow, Amycus Carrow i dwóch innych śmierciożerców, Dicko i Phileas Dafferowie. Dobrze państwo zrobili, żeście po nas zadzwonili, ale...a, przepraszam, nie przedstawiłam się. Jestem Aronia Henderstaff, szefowa wydziału listów gończych w biurze Aurorów, w Ministerstwie Magii.
-Tato, telefon dzwoni.-powiedział do Artura Ron.
Faktycznie, komórka Artura Weasleya (pan Weasley lubił posługiwać się mugolskimi rzeczami) zaczęła wibrować. Odebrał ją i usłyszał głos Ksenofiliusa Lovegooda:
-Arturze, natychmiast przyjedź tutaj. Śmierciożercy w Norze. Szybko...AAhhh!-krzyknął głos w komórce i połączenie zostało przerwane. Gdy Aurorzy odjechali, Artur powiedział do Harry'ego i Rona:
-Zbierajcie się, jedziemy. Na ratunek Norze...