Jeśli miłość dałoby się określić... byłaby muzyką.
Rozpalałaby tak mocno, że otwierałabym wszystkie okna, nie mogąc oddychać z gorąca.
Paliłoby mnie to, jakbym nie widziała niczego poza ogniem, jakbym nie znała koloru nieba.
Ziemia by mi śpiewała, powietrze dyszałoby mi w kark i pytało...
Podoba ci się to? Powiedz, czy ci się to podoba.
Śpiewałaby mi cisza, a gdy siedziałabym w pokoju pod drzewem, rozbierałabym każdy dźwięk do naga. Bo to byłaby miłość.
Jeśli miłość miałaby piosenkę, śpiewałaby mną i grała jednocześnie, na każdym milimetrze mojego ciała, doprowadzając do drżenia.
Bo to byłaby miłość.
Miłość byłaby moją muzyką.
___________________
Dość (w sumie jak wszystko co piszę) spontaniczny... wiersz? Powiedzmy. Coś, w czym się ostatnio zatracam, w muzyce. Ach.