Sługa
1.
Ten jeden pokój urządzony był, w odróżnieniu od pozostałych pomieszczeń wielkiego domu, którego był częścią, ze skrajną wręcz prostotą. Zwykłe łóżko, pod oknem biurko i proste krzesła. Biblioteczka, w której stało. zaledwie kilka ksiąg, lecz wyglądających na bardzo stare.
Przy oknie stał mężczyzna w zwykłej, skromnej szacie czarodzieja bez żadnych ozdób.
- Usiądź.
Młody chłopak starał się zachować spokój. Nie rozglądał się, nie miął szaty, nie obracał w rękach różdżki. Wiedział, co go czeka, przechodził to już kilka razy.
Usiadł na krześle. Mężczyzna, który mieszkał w tym pokoju od kilku tygodni, patrzył na niego długo. Chłopak nie starał się unikać jego wzroku, choć patrzenie w te zwykłe z pozoru oczy zawsze było trudne. Na twarzy mężczyzny pojawił się zły uśmiech.
A potem przyszedł ból.
2.
- Peter, gdzie cię znowu niesie o tej porze?
- Mówiłem ci mamo, że mam ważne sprawy do załatwienia.
-Jakie znowu ważne sprawy, gdzie? Pracę byś jakąś znalazł, już dwa lata jak szkołę skończyłeś, a ty nic tylko się włóczysz z tymi swoimi kolesiami spod ciemnej gwiazdy…
- Jak już, to Psiej.
- Co?
- Nieważne.
3.
Kiedy pierwszy raz wszedł do tego domu, zadziwił go porządek i spokój w nim panujący, tak różny od pozostałych, w których bywał. Z przyjemnością przechadzał się po ciemnych pokojach, zaglądając od czasu do czasu na półki i do szaf. Wiedział, że coś w nim jest ukryte, coś, czego gospodarz pilnie strzeże, i wiedział, że to znajdzie. Mógłby to zrobić od razu, brutalnie, ale bawiło go to poszukiwanie. Przechodził powoli przez pokoje pełne ludzi. Czasem widział ich z bliska, czasem z oddali. Rozmawiali, bawili się, walczyli o życie, jedli. Nikt na niego nie zwracał uwagi, a on znał ich prawie wszystkich. Po prostu szedł, tylko machinalnie słuchając o czym mówią lub co krzyczą. Wszystko to już wiedział, nudziło go to. Ciekawsze było poszukiwanie ukrytego pokoju.
4.
Gdy ból ustał, chłopak osunął się z krzesła na podłogę. Miał spoconą twarz, na której pojawiły się cienie, pozostałość po męce, jaką jeszcze przed chwilą przechodził. Kiedy stanął wyprostowany, mężczyzna z uznaniem pokiwał głową.
- To mogłaby być książka, gazeta albo po prostu zwykły pergamin. To mogłaby być szuflada z pudełkami, które bym sobie otwierał, albo zbiór fotografii. To mogłoby być wszystko, dla mnie nie ma ograniczeń, ja sam ustalam reguły.
Chłopak nie odpowiadał. Wiedział, że mężczyzna nie oczekuje odpowiedzi.
- Lubię postrzegać ludzki umysł jak dom, zwykły dom, w którym ktoś mieszka. Są w nim pokoje, salony, nawet łazienki. Zapełniają go ludzie, zdarzenia, uczucia. Czasami bywam w takich domach gościem, czasami intruzem, ale pamiętaj, że zawsze pilnie się rozglądam po kątach, szukając pajęczyn i zamiecionych pod dywan okruszków. Zapamiętasz to?
- Tak, Panie.
5.
- Peter, czy ty naprawdę jesteś idiotą? O której miałeś być?
- No... o ósmej.
- O osiemnastej! O-siem-nastej, czyli dwie godziny temu!
-Ale ja zrozumiałem, że…
- Wszyscy zrozumieli dobrze, tylko ty jeden znowu źle! Peter, ja już nie mam siły do ciebie, ogarnij się w końcu.
- Słuchaj James, ja nie mam zamiaru…
- Dobra, skończ, mamy coś do zrobienia. Łap mnie za rękę, już jesteśmy spóźnieni.
6.
- W tym tygodniu spotkali się chyba tylko raz, w domu tej szlamy McKinnon. Był Dumbledore, Moody, Vanes, Bones i chyba Diggle. Prawdopodobnie omawiali zaginięcie Dearborne’a, ale być może również...
-Dość.
Mężczyzna czytający z kartki natychmiast umilkł przerażony. Znał ten ton głosu swego pana, zwykle następowała po nim kara.
- „Chyba”, „być może”, „prawdopodobnie” – Lord Voldemort patrzył w oczy swojego sługi – i tylko tyle wiesz, Avery? Tylko tyle wszyscy wiecie? Od lat pod waszym nosem zbiera się ten cały śmieszny zakon, a wy umiecie tylko wystawać pod oknami i liczyć, kto wszedł a kto nie? Nie macie żadnych innych informacji? Takich bez „chyba”?
Wszyscy siedzący przy stole, ubrani na czarno mężczyźni wbili wzrok w blat.
- Panie mój - drżący głos Avery’ego kontrastował z jego kamienną twarzą- nie możemy nikogo wprowadzić do nich, są bardzo lojalni, żaden z nich nie zgodzi się pracować dla nas, to niewykonalne, bo Dumbledore...
Karta pergaminu, którą ciągle trzymał w ręku, zapłonęła nagle, parząc mu palce.
- Wszyscy wyjść!
Gdy w pospiechu opuszczali pokój, czuł ich ulgę, że tylko tak się to skończyło. Nie miał ochoty teraz ich karać, zrobi to - ale później. Teraz musiał odwiedzić pewien dom.
7.
-To nie była moja wina!
- A czyja?! Ty miałeś pilnować od ogrodu, stać tam cały czas i uważać! A oni waśnie tamtędy wleźli, prosto na nasze plecy!
- Ale zrozum Syriuszu, zaczęło padać, myślałem że jak...
- Peter, przepuściłeś ich, bo zaczęło padać?! Bałeś się zmoknąć?!
- Nie, ja tylko...
- Mam cię dość, nie chcę nawet tego słuchać.
8.
Tym razem nie miał ochoty na powolne przechodzenie przez niezliczone pokoje tego domu. Mijał obojętnie kolejne sale pełne ludzi, nie zwracając na nich uwagi. Pojawiały się przed nim co chwila nowe drzwi, lecz wiedział już, że nie znajdzie za nimi tego, czego szuka. To było sprytnie ukryte, tak sprytnie, że wiele razy to ominął. Skupił się, i niewielka biblioteka pełna uczniów w zielono-srebrnych szatach, odzianych w czerń Śmierciożerców i wielu innych, nagle opustoszała. Spojrzał na rzędy ksiąg równo ustawionych na regałach, a potem podszedł do stolika, na którym leżała niepozorna, obłożona w szary papier książka, z której wystawała zakładka- pasek krzywo urwanego pergaminu. Uśmiechnął się do siebie- wiedział, że jeżeli otworzy książkę na stronie, na której jest zakładka, przegra, i straci książkę. Gdy wyjął zakładkę, cały dom zafalował, ściany zaczęły się giąć, a podłoga wybrzuszać.
Znalazł to, co ukrył przed nim gospodarz.
9.
- Coś się stało synku? Otwórz drzwi, ty płakałeś?
- Nie mamo, po prostu mam katar.
- No nie wiem... Otwórz drzwi Peter, dlaczego się zamykasz, coś się stało? Mówiłeś, że dzisiaj przyjdą do ciebie przyjaciele, to jak ich wpuścisz, jak się zamknąłeś?
- Nie przyjdą. Odejdź, mamo.
10.
Młody chłopak tym razem nie był w stanie wstać. Klęczał na podłodze dysząc, jego twarz była wręcz biała, a oczy mokre. Długie, czarne włosy były mokre od potu.
- Naprawdę myślałeś, że to przede mną schowasz? Naprawdę wierzyłeś, że możesz się ze mną mierzyć?
Chłopak milczał, lecz wiedział, że tym razem musi odpowiedzieć. I musi powiedzieć prawdę.
- Tak.
Zacisnął zęby oczekując bólu, może nawet śmierci. Zamiast tego usłyszał głośny śmiech człowieka, który nigdy dotąd się jeszcze nie śmiał.
- Rozbawiłeś mnie. Żaden z tej bandy głupców i miernot, która mnie otacza, jeszcze nigdy mnie nie rozbawił. Dlatego nie zostaniesz ukarany. A teraz wstań i wytłumacz mi, dlaczego to właśnie jego chroniłeś, Severusie.
11.
- Remus, gdzie wy ciągle znikacie we trzech, dlaczego beze mnie?
- Widzisz, eeeee, bo... no, bo Dumbledore mówi, że musisz po tej ostatniej walce odpocząć, oberwałeś wtedy przecież kilka razy, no i...
- Każdy z was oberwał tyle samo razy, ty nawet więcej, to czemu ty nie odpoczywasz?
- No wiesz... słuchaj Peter, pogadaj z Dumbledorem albo z Moodym, to oni tu rządzą, oni przydzielają zadania. Ja tam nic nie wiem. Pogadasz?
12.
Severus Snape wiedział, że od tego co powie, zależy jego przyszłość, a może nawet życie.
- Nazywa się Peter Pettigrew. Jeszcze w szkole łaził wszędzie z Potterem, Lupinem i Blackiem, nazywali siebie Huncwotami. Uważali się za lepszych od innych, wiele razy się z nimi ścierałem, zwykle...
Wystrzelona z różdżki Voldemorta srebrna strzałka zawisła w powietrzu o milimetry od czoła Snape’a.
-Opowiadając te komunały testujesz moją cierpliwość, Severusie? Wiedz więc, że czas jest dla mnie tworzywem, lecz moja cierpliwość bywa kapryśna.
13.
- No kto się tam dobija po nocy... Peter, co ci jest, jak ty wyglądasz, cały we krwi... Peter, połóż się... co się stało?!
- Nic... mi... nie... będzie
- Ale co się stało, gdzie byłeś synku, kto ci to zrobił? Tyle krwi...
- Ja... ja nie pamiętam.
14.
Severus przez chwilę starał się skupić wzrok na strzałce, aż w końcu spuścił oczy.
- Zawsze był miernotą, Panie. Przez siedem lat krył się za plecami i umiejętnościami przyjaciół, zawsze pierwszy uciekał. Jest tchórzem, nigdy nie zdobył się na nic samodzielnie, nigdy nie zrobił nic wartego uwagi.
Voldemort milczał słuchając uważnie. Czuł, że Severus mówi prawdę, wiedział też, że to ma dla chłopaka ogromne znaczenie.
- Aż do tego dnia, tak? - przewał w końcu ciszę - Kiedy to było?
- Tydzień temu, Panie. Dlatego nigdy wcześniej nie widziałeś tego zdarzenia, gdy... gościłeś w moim domu.
Voldemort zamyślony przyglądał się pajęczynie w rogu pokoju, poszarpanej i dawno opuszczonej przez pająka.
- Widziałem co zrobił, Severusie. Widziałem to twoimi oczami i przyznam, że było to imponujące. Tobie też zaimponowało, na tyle, że gdy już leżał powalony nie zabiłeś go, choć marzyłeś o tym przez całe 7 lat. Wyczyściłeś mu pamięć, ale nie zabiłeś. Dlaczego?
- Tak jak powiedziałeś, Panie, zaimponował mi, po raz pierwszy w swoim parszywym życiu zrobił coś...
Tym razem nie było żadnej strzałki. Ból rzucił Severusem o podłogę, był jak uderzenie maczugą giganta. Lecz zamiast trwać, jak to zwykle bywało, ustał niemal natychmiast.
- Nie kłam Severusie, to nie o to chodziło. A przynajmniej nie tylko o to. Mów prawdę.
Severus z trudem powstał z podłogi, musiał się przytrzymać oparcia krzesła.
- Mój Pan wie.
-Oczywiście, że wiem, ale chce to usłyszeć od ciebie - Voldemort patrzył mu prosto w oczy.
- Ich siłą była zawsze jedność, zawsze się wspierali, i jeden mógł liczyć na drugiego. To była ich siła. Ja... postanowiłem to zmienić, pokazać im, jak to jest być samotnym.
- Taaaak, teraz mówisz wreszcie nie tylko prawdę, ale i z sensem. Chcesz rozbić tę ich solidarność, atakując najsłabsze ogniwo, czyli tego, jak mu tam, Petera.
Severus kiwnął tylko głową.
- Ale ten, jak go nazwałeś tchórz i miernota, nagle zdobył się na czyn wręcz bohaterski- jak na jego dotychczasowe życie. To zburzyło jego obraz w Twoich oczach, i mogło pokrzyżować plany. Dlatego właśnie wyczyściłeś mu pamięć, żeby zapomniał, na co go stać, kim mógłby być.
Severus westchnął.
- Tak, panie. Teraz nadal jest zwykłym tchórzem i miernotą, a ja mogę...
- Nie, Severusie, ty już nic nie zrobisz. Nie zostaniesz ukarany, bo podsunąłeś mi pomysł. Nie obchodzą mnie twoje dawne zwady ze szkolnymi kolegami, dla mnie liczy się tylko nienawiść, którą czujesz, gdy je wspominasz. Ona jest dla mnie ważna, a nie twoje śmieszne plany czy szkolne animozje. Podejdź!
Severus zagryzł wargi. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale bał się, że jednym wypowiedzianym słowem zgotuje sobie śmierć. Dlatego milczał i posłusznie spojrzał na wycelowaną w swoją głowę różdżkę. Zamknął oczy.
- Obliviate.
Kiedy wyszedł z pokoju, przystanął na chwilę po kilku krokach. Podświadomie czuł, że coś utracił, coś ważnego, ale nie pamiętał, co to było. Nie pamiętał nawet treści rozmowy ze swoim Mistrzem, ale tak już wcześniej bywało. Czarny Pan sam kształtował świat, ale i to, jak postrzegają go jego sługi. A on był jednym z nich.
Gdy ruszył, jego kroki tłumił rozłożony na podłodze dywan.
15.
- Witaj, Peter.
- Co? Jak tu wszedłeś, przecież... Kim ty... Nie, zostaw mnie, ja nic... Proszę, nie zabijaj mnie, ja tylko...
- Nie zabiję cię, zbyt cenny dla mnie jest twój strach przed śmiercią, Peterze.
-Ja... nie rozumiem, ja tylko...
- Nie musisz rozumieć, musisz być posłuszny. Będziesz Peter, prawda?
KONIEC
|