PHM
1.
Naprawdę chcesz słuchać? Nie masz nic lepszego do roboty? No nie wiem czego, ty powinieneś chyba wiedzieć, pewnie chciałbyś zwiedzić wiele miejsc. Dobra, jak chcesz. Opowiem ci, ale nie za darmo. Za to dostaniesz być może pierwszą prawdziwą opowieść w swoim życiu. Ile? A zamów coś u barmana, coś ze środkowej półki, nie spod szynkwasu, coś dla lepszych gości. A ja, jak już wrócisz z baru, opowiem ci o facecie, który złamał mi życie i o kobiecie, którą kochałem.
2.
Ciszę na korytarzu można było kroić nożem. Dawno już ucichły szepty, kilkunastu odzianych w urzędowy róż chłopców i dziewcząt wpatrywało się w masywne drzwi milcząc. Biała karteczka z napisem „Egzamin” wręcz jakby paraliżowała ich wolę życia.
Gdy drzwi w końcu się otworzyły, z komnaty za nimi wyszedł przygarbiony, młody chłopak. Nie spojrzał nawet na zgromadzony pod salą tłumek, który zerwał się z krzeseł na nogi, gdy tylko klamka w drzwiach zaczęła się przesuwać w dół. Chłopak podszedł do stojącego pod oknem starego mężczyzny, którego wzrost wskazywał na goblińskich przodków. Bez słowa podał mu małą karteczkę i różdżkę. Karzeł rzucił okiem na karteczkę, a potem jednym ruchem złamał podaną mu różdżkę na dwie części. Gdy wrzucił je do wiklinowego kosza, dwa kawałki drewna stuknęły o wiele innych, które zostały tam wrzucone wcześniej.
Chłopak wreszcie odwrócił się do zebranych pod salą uczniów, tak jak on ubranych w urzędowy róż.
– Na którym? – spytała cicho jakaś dziewczyna. Wszyscy wprawdzie wiedzieli, co za chwilę usłyszą, ale to pytanie po prostu wypadało zadać.
– Na trzecim. – odpowiedział chłopak, a w ochach wszystkich zebranych pod salą uczniów znowu pojawił się strach. Wszystkich, oprócz jednego wysokiego chłopca, który nawet nie drgnął, gdy jego kolega wyszedł z sali, a teraz uśmiechnął się tylko lekceważąco, niedbale polerując swą różdżkę.
Zazdrościli mu.
3.
– Dzieciństwo miałem typowe, nic szczególnego. Tak jak inne czarodziejskie dzieci w wieku 3 lat i 11 miesięcy zostałem oddany do jednego z Radosnych Ośrodków Kwalifikacyjnych. To wtedy po raz ostatni widziałem rodziców, gdy płacząc prowadzili mnie przez wielką bramę… W sumie to nie wiem, czemu płakali, może ze szczęścia? Bo przecież w tym ośrodku miałem rozpocząć nowe, prawdziwe życie. Całymi dniami chodziliśmy tam w parach na spacery, bawiliśmy się w wesołe gry, takie jak: „Spal mugola”, „Kolega knuje, ty donos smarujesz” albo śpiewaliśmy różne rymowane piosenki i słuchaliśmy opowieści o Niej. Tymi opowieściami karmili nas częściej niż puddingiem. Co jakiś czas opiekunowie wypuszczali na któregoś z nas psa, wilka czy nawet trolla, zrzucali z dachów, czy wrzucali do wody. Było wiele śmiechu, gdy ujawniając magiczne zdolności któryś z nas przenosił się nagle na drzewo uciekając przed ujadającym brytanem albo serfował po falach jeziora jak delfin. Co? No tak, ale tylko może dwóch czy trzem z mojej grupy. To ich wina, że nie udało im się uciec. Nie byli czarodziejami, więc nie mieli prawa z nami żyć. Tak nam mówili opiekunowie i wtedy w to wierzyłem. Niektórzy przeżyli. Nie winiłem ich za to.
Ale im nie zazdrościłem.
4.
Korytarz powoli pustoszał, zostało już tylko 3 uczniów siedzących na masywnych krzesłach i tłumek mugolskich służących, skulonych w rogu. Nikt nie rozmawiał, to było przecież w szkole zabronione, a już zwłaszcza przed najcięższym egzaminem w trakcie całej nauki. Egzaminem z Historii Magii.
5.
– Zakochałem się w Niej już w Ośrodku. Opowieści o jej wielkich czynach, mądrości, urodzie, którymi codziennie nas raczono, zrobiły na pewno swoje, prawie każdy czarodziej w tym wieku w niej się kochał. Większość z nas z tej miłości szybko wyrastała, pozostawał, owszem, podziw i szacunek, wiadomo, ale nie miłość. A ja ją kochałem. Kochałem miłością zawzięta i wielką, od chwili gdy ją ujrzałem. Co? No pewnie, że nie żywą, nikt jej nie widział od wielu lat przecież, unika sławy i rozgłosu. Zobaczyłem jej posąg, ten stojący w Ministerstwie Magii, no wiesz, ten wielki, w fontannie. Byłem tam na wycieczce w nagrodę za wykrycie spisku kilku kolegów, którzy potajemnie dyskutowali o różnych zakazanych rzeczach. Ile? Pamiętam dokładnie, miałem wtedy 7 lat, akurat dwa dni wcześniej dostałem swoją pierwszą różdżkę ćwiczebną. Jej posąg górował nad całym atrium ministerstwa. Odziana w skromną sukienkę, opinającą szczupłe, fantastycznie zgrabne ciało. Wysoka, gibka a jednak silna, z burzą blond włosów spadających na ramiona. I ta twarz… no, po prostu piękna, tą urodą, która aż powala. Stała tam w skromnej pozie, z ptaszkami, które z lubością siedziały na jej ramionach, jakimś jelonkiem tulącym się z ufnością do jej nóg i stadkiem kotów oczywiście. W ręku miała swoje słynne Pióro Dobroci i jeden z tomów „Prawdziwej Historii Magii”, dzieła jej życia. Taką ją zapamiętałem.
Na całe moje życie.
6.
Gdy w końcu drzwi się otworzyły, wyszedł z nich jeden z mugolskich służących, ubrany w wielką serwetę z godłem szkoły. Na twarzy miał pulsujące czerwone pręgi, prawdopodobnie po niedawnym uderzeniu pejczem czy różdżką, ale kogo by to obchodziło, czym i za co dostał w gębę jakiś mugol?
Ukłonił się nisko i wskazał mu ręką drogę do komnaty. Chłopak wstał i uśmiechnął się. Był pewien, że nareszcie pokaże swoje umiejętności i wiedzę, a ten egzamin przypieczętuje jego sławę.
7.
– W szkole zawsze byłem prymusem. Nie sprawiały mi żadnych trudności przedmioty obowiązkowe, takie jak Teoria Warzenia Eliksirów, Przygotowanie do Teorii Użycia Różdżki czy nawet Zasady Rozpoznawania Niewłaściwych Zachowań Magicznych. Jako pierwszy z mojego rocznika, już w czwartej klasie, po raz pierwszy dostałem do ręki prawdziwą różdżkę. W czwartej klasie, kapujesz? Inni zwykle swoją pierwszą różdżkę dotykali dopiero w szóstej lub siódmej. A o tym, jak podczas egzaminu po siódmym roku brawurowo wyczarowałem światło przy użyciu skomplikowanego zaklęcia Lumos, krążyły po szkole legendy… Znałem na pamięć wszystkie receptury eliksirów i zasady korzystania z kociołków, parametry różdżek i formuły zaklęć. Umiałem okiełznać niuchacza i przez godzinę, a raz nawet dwie, grać bez przerwy w umquadattcha. Byłem prymusem.
Aż to tego ostatniego egzaminu.
8.
Za wielkim dębowym stołem siedziało kilkunastu czarodziejów i czarownic. Wszyscy odziani byli w szaty jednego kroju, w urzędowym, różowym kolorze. Takie same tiary, taka sama szerokość rękawów i wysokość obcasów. Na ścianie za nimi widniało godło szkoły - bawiący się kłębkiem różowej wełny kotek, nad którym różowymi literami skrzył się napis - Szkoła Magii im. Dolores Umbridge w Hogwarcie.
9.
– Wszyscy zawsze najbardziej bali się Historii Magii. Wiadomo, najcięższy przedmiot, najwięcej informacji do przyswojenia, no i tematyka niebezpieczna. Jak pomylisz formułę zaklęcia czy recepturę eliksiru, to co najwyżej dostaniesz trolla, bo przecież i tak w szkole nie rzuca się zaklęć ani nie warzy eliksirów, szkoła daje nam tylko mocne teoretyczne podstawy. No, ale jak pomylisz jakiś fakt z jej bogatego życiorysu, albo co gorsza coś przekręcisz… Widziałem wielu, którym się to przytrafiło będąc jeszcze w szkole. Złamana różdżka ćwiczebna i praktycznie pozbawienie szans na uzyskanie prawdziwej, zszargana opinia, degradacja do Kiciusiów, i to tylko jak mieli szczęście... Jak to, nie rozumiesz? Kiciusie to nazwa jednego z czterech domów w Hogwarcie, każdy to wie. Należą do niego najmłodsi uczniowie, no i ci, którzy tam lądują za karę. Po Kiciusiach przechodzi się do Mruczków, potem są już Pazurki, no najstarsza grupa, Prężygrzbiety. Najmniejsza, bo tam dochodzą tylko ci, którzy zdadzą Historię Magii. Tak nie było zawsze? No może z w czasach zanim Ona objęła władzę... Jak to – gdzie objęła?
Wszędzie.
10.
Gruba teczka krążyła z rąk do rąk, czarodzieje z Komisji Egzaminacyjnej przeglądali ją bez pośpiechu, co jakiś czas wyjmując jakąś kartkę czy wykres. Chłopak stał na baczność, z ćwiczebną różdżką regulaminowo wetkniętą w specjalna kieszonkę jego szkolnej, różowej szaty. Milczał, bo wiedział, że jedno nie w porę wypowiedziane słowo może zepsuć wszystko.
– No proszę, prawdziwy prymus – stwierdził obojętnie siedzący na środku stołu czarodziej z długą, czarną brodą. Chwilę czytał jedną z kartek z teczki. – Kapitan drużyny umqadattcha w Mruczkach, członek Różowej Straży Porządkowej, jako ochotnik wziął udział w Programie Reedukacji Magicznej Opornych Uczniów i to ze specjalnością – pejcz. Same pochwały, no proszę, proszę...
Pozostali czarodzieje przyglądali mu się z umiarkowanym zainteresowaniem. Wiedział, że całe to czytanie to blaga, bo znali na pamięć akta wszystkich uczniów przystępujących do egzaminu. Zauważył, że uważnie słucha tylko jakaś stara, pomarszczona czarownica siedząca najbardziej z lewej strony. Albo mu się tylko zdawało.
11.
– Ten egzamin trwa czasem po kilka godzin. Wiadomo, najważniejsza część naszej edukacji to przecież właśnie Historia Magii, a gdy Ona wreszcie jako pierwsza napisała pełną, niezakłamaną i uwzględniającą wszystkie ważne wydarzenia „Prawdziwą Historię Magii”, to wyszło tego 11 tomów. Jest co wkuwać... No, ale o egzaminie miałem mówić. Od wielu lat składa się z 3 części – Najstarsza Historia Magii, Historia Magii Przed Wielką Reformatorką i Najnowsza Historia Magii. Teoretycznie z każdej części powinno być na egzaminie po jednym pytaniu, no ale zwykle jest ich więcej. Ile?
Dużo więcej.
12.
– No dobrze, to zacznijmy może od czegoś prostego – czarodziej siedzący na środku stołu uśmiechnął się, ale tylko ustami. Jego oczy pozostały zimne i budziły strach. – Proszę podać powody utworzenia naszej szkoły, poczynając od czasów sprzed jej utworzenia, ogólnie rzecz biorąc.
Młodzieniec od razu zaczął mówić. Bez zająknięcia opisał krótko historię pierwszych, nieudolnych prób nauczania młodych czarodziejów, podejmowanych przez ich rodziców od czasów starożytnych. Wykazał jak bardzo negatywnie takie szkolenie, prowadzone przy użyciu prawdziwych różdżek i polegające na nauczaniu rzucania prawdziwych zaklęć, wypaczało umysły czarodziejskich dzieci, które stopniowo degenerowały się.
– ... dopiero Rowena Umbridge, przodkini naszej Wielkiej Reformatorki, dostrzegła konieczność usystematyzowania programu nauczania dzieci pochodzących z rodzin czystej krwi. Zbudowała zamek w Hogwarcie i sama zaczęła nauczanie według ułożonego przez siebie programu – młody chłopak recytował z pamięci rozdział 8 z II tomu „Prawdziwej Historii Magii”, znanej powszechnie jako PHM. – Szkoła za jej życia funkcjonowała wspaniale, niestety po śmierci Roweny Umbridge ówczesny woźny, niejaki Sylwester Slytherin, wraz dwoma wspólnikami nieznanego pochodzenia, niejakim Hufflepuffem i Gardenią Gryffindor, włamał się do gabinetu Roweny Umbridge i przez lata fałszował jej dokumentacje i zapiski, aż do czasu gdy...
– Dobrze, dobrze – przerwał jeden ze znudzonych czarodziejów z Komisji. – Widzimy, że nieźle jest pan z tego przygotowany. To może niech pan coś teraz nam powie o początkach instytucji Państwa Czarodziejów.
Młody chłopak i tym razem tylko uśmiechnął się duchu. Mógł o tym opowiadać nawet wyrwany z głębokiego snu w jego szkolnej celi.
– Kiedy pod koniec XV wieku wybuchły zamieszki i bunty inspirowane przez zwolenników... – zaczął a potem gładko omówił inicjatywę Orforda Umbridge’a I dotyczącą powołania pierwszych instytucji państwowych, takich jak Rada Podstaw Prawa i Wozigamencja, co w efekcie doprowadziło do wykształcenia Ministerstwa Magii.
– ... i wówczas czarodzieje w wyborach powszechnych wybrali jednogłośnie na pierwszego ministra Magii Teklę Umbridge, prawnuczkę Orforda I, która po stłumieniu opozycji działającej destrukcyjnie na rozwój...
I znowu mu przerwano – czarodzieje doskonale znali jeden z rozdziałów PHM, które chłopak bezbłędnie cytował. Potem padały pytania o ustanowienie Orderu Umbridge, wpływ Inocentii Umbridge na system monetarny państwa i podobne lekkie, łatwe i przyjemne tematy. Chłopak nie zająknął się ani razu.
13.
– Wiesz, pierwsza i druga część to zawsze była pestka dla zdolnych uczniów. W „Prawdziwej Historii Magii” wszystko świetnie opisano, a przez 9 lat nauki to był podstawowy podręcznik. W sumie to nawet jedyny, bo do pozostałych przedmiotów były tylko jakieś cieniutkie broszurki, a obowiązywało to, co nauczyciele podawali na lekcjach. Można to było wkuć na blachę, jak ktoś miał trochę oleju w głowie i wszyscy to wiedzieli. Dlatego mało kto oblewał na pierwszych dwóch częściach, naprawdę groźnie było, gdy zaczynały padać pytania z części trzeciej.
14.
Po raz pierwszy chłopak się zawahał. Najnowsza historia magii była niemal co roku uaktualniana lub zmieniana, dlatego należało być bardzo ostrożnym.
– Dolores Jane Umbridge, nasza Wielka Reformatorka i patronka naszej szkoły, urodziła się w szczęśliwej rodzinie czystej krwi, która od wieków przewodziła społeczności czarodziejskiej, co miało oczywisty wpływ na jej... – zaczął niepewnie licząc, że wpuści komisje w tzw. dryf egzaminacyjny. Klepiąc ogólnie znane wiadomości gorączkowo zastanawiał się nad treścią pytania, które przed chwilą usłyszał.
– No dobrze, to wiemy wszyscy, proszę przejść do meritum – przerwała mu czarodziejka z dziwnym sygnetem na palcu.
– E..., no tak, przepraszam. To znaczy... a już wiem. Gdy Arbuz Dumbledore zdał sobie sprawę z tego, że jego knowania zostały przejrzane, postanowił zwalić winę za wywołanie wojny na swojego brata, Gelerta Dumbledore’a. Sfabrykował dokumenty świadczące o tym, że to właśnie Gelert, a nie on dokonał masakry w Bridgetown, na podstawie których za Gelertem rozesłano listy gończe. Jednakże Dolores Jane Umbridge nie dała się na to nabrać i pokonała Arbuza w słynnym pojedynku w 1945 r., za co otrzymała Order Umbridge Zerowej Klasy.
Zapadła cisza. Odpowiedź była w zasadzie prawidłowa, ale już nie tak błyskotliwa jak poprzednie. Po chwili padły następne pytania.
15.
– No i wtedy zaczęły się schody. Znałem oczywiście Jej życiorys na wyrywki. Jednak problem w tym, że ostatnie 4 tomy PHM, które poświęcone były właściwie wyłącznie jej, były niemal co roku zmieniane i aktualizowane. Wszyscy wiedzieli, że członkowie Komisji Egzaminacyjnej czasami posiadali starsze wydania i na nich się opierali. Jak się nie trafiło we właściwe wydanie, można było polec.
16.
– ... i wtedy właśnie, ulegając płynącym ze wszystkich stron błaganiom rodziców czarodziejskich dzieci, zgodziła się w końcu objąć posadę dyrektora naszej szkoły. Już podczas pierwszego roku pracy gruntownie zreformowała system nauczania, co wpłynęło na efektywność dydaktyczną, a jej zaskarbiło miłość uczniów, którzy ją wprost uwielbiali. Ponieważ była najlepiej wykształconą czarownica naszych czasów, mogła prowadzić wszystkie zajęcia, czego oczywiście nie robiła z braku czasu, ale co jakiś czas jednak prowadziła lekcje różnych przedmiotów, aby choć czasami uczniowie mogli poznać, jak powinno się czasem...
– No świetnie, dajmy spokój tym czasom – przerwała dość opryskliwie jedna z czarownic siedząca niemal na końcu długiego stołu. – Niech pan nam omówi krotko przebieg Drugiej Rewolty Arbuza Dumbledore’a.
Chłopak zastygł w bezruchu.
17.
– Problem z tym całym Arbuzem był taki, że co chwila wychodziły na jaw różne łotrostwa, jakie popełnił, albo okazywało się, że te wcześniejsze popełnił ktoś inny. Ciężko było się czasem w tym połapać.
18.
-... no i gdy Arbuz Dumbledore zrozumiał, że pokojowy program łagodnych reform zaproponowany przez Toma Voldemorta zagraża jego planom zdobycia władzy, postanowił go wyeliminować. W tym celu wszedł w porozumienie z kilkoma dopiero co wypuszczonymi z Azkabanu przestępcami, takimi jak Malwina Gonagall, Alojzy i Felicja Longbaddon, Artur Moody i innymi, z którymi założył grupę terrorystyczną o nazwie „Zakon Finezji”. Przez kilka lat terroryzowali społeczeństwo czarodziejów, chcąc wymusić na Dolores Jane Umbridge, która była już wówczas Ministrem Magii, ustąpienie. Nasza szlachetna patronka nie uległa jednak temu szantażowi i wiele razy stoczyła osobiście walki z całą ta grupą, w których odznaczyła się męstwem i wielkimi umiejętnościami, co wynikało...
– No tak, no tak, ale co się stało z Tomem Voldemortem? – przerwał mu przewodniczący komisji.
– Tom Voldemort został bestialsko zamordowany przez nasłanych przez Arbuza siepaczy, którzy podali mu zatrute kakao w chwili, gdy ten dyktował swój poemat liryczny opiewający męstwo i determinację Dolores Jane...
19.
– Z tym całym Tomem to jest największy kłopot. Ja znam oczywiście wersję oficjalną i jej się trzymałem, ale niektórzy starzy czarodzieje podobno stają się strasznie drażliwi, kiedy opisuje się jego dokonania i wpływ na pokojowe współistnienie czarodziejskiej społeczności.
W sumie, to nie wiem dlaczego.
20.
Komisja była już znudzona. Przewodniczący wezwał mugolskiego służącego, któremu kazał odesłać wszystkich innych uczniów na następny dzień i myślał już tylko o filiżance herbaty, którą dostanie do swojej celi po egzaminie. No, ale niektórzy członkowie komisji mieli jeszcze pytania.
– No więc jeśli chodzi o Zdobycie Hogwartu, to zacząć trzeba od tego, że kiedy po tchórzliwej, samobójczej śmierci Arbuza Dumbledore’a zapanował pokój, było to bardzo nie na rękę klice spod znaku „Zakonu Finezji”. Rozpoczęli więc ponownie niemal natychmiast działania terrorystyczne, porywając i zabijając czarodziejów, którzy im byli nieprzychylni. Tak zginął Garreth Olewander, wytwórca różdżek ćwiczebnych, Rubin Hagridens, hodowca psów do łowów na mugoli , Piter Pretti-Graw, wybitny magizoolog i wielu innych. Dolores Jane Umbridge, która wówczas była Szefem Biura Aurorów, deptała im po piętach, dlatego postanowili dokonać aktu terroryzmu na niebywała skalę. Malwina Gonagall, która wówczas była ich przywódcą, wraz ze swymi oprychami opanowała naszą szkołę i wzięła wszystkich uczniów oraz nauczycieli na zakładników. Zanim nawet jeszcze wysunęła swoje żądania, zaczęła mordować uczniów, w tym tych z najmłodszych roczników, takich jak Romulus Lupin czy Laurenty Brown. Dolores Jane Umbridge jednak zareagowała natychmiast i ruszyła sama na ratunek. W pojedynkę, nie czekając na posiłki, udała się do Hogwartu i tam wykorzystując swe fenomenalne umiejętności, przełamała zaklęcia ochronne rzucone przez terrorystów na zamek. Wdarła się do niego i stoczyła heroiczną walkę z terrorystami, którzy atakowali ją ze wszystkich stron, jednak nie dorastali jej do pięt w zakresie użycia zaklęć bojowych, dlatego...
– A Harry Potter? – przerwała mu bardzo stara czarownica, siedząca na samym skraju stołu, która do tej pory nie wyrzekła jeszcze ani słowa.
21.
– Jakby piorun we mnie strzelił. Znałem na wyrywki całą historię współczesną, w kilku ostatnich jej wersjach nawet, ale ani słowa tam nie było o jakimś tam Harrym Potterze. Nie miałem pojęcia, co to za gość, nikt nigdy o nim nie mówił, tego byłem pewny. Nigdy nie zapominałem nazwisk – mogłem zapomnieć jakiś detal czy datę, ale na pewno nie żadnego nazwiska. A nazwiska Harry Potter nie było w żadnym z 11 tomów PHM.
Wtedy usłyszałem je po raz pierwszy.
22.
Nikt nie patrzył na egzaminowanego chłopaka, oczy wszystkich członków komisji utkwiły w staruszce na końcu stołu. Na twarzach egzaminatorów pojawiła się surowość słabo maskująca strach.
– No ja nie wiem, koleżanko, czy egzamin, ba, egzamin z Historii Magii, to dobre miejsce na zapoznawanie młodzieży z tymi ohydnymi plotkami, które powtarzają czasami niektórzy mało zaangażowania w budowę nowego świata czarodziejów członkowi naszej społeczności, którym... – zaczął dość niepewnie przewodniczący komisji, rozglądając się i szukając poparcia wśród swych kolegów. Nikt jednak się nie odezwał, a staruszka przy końcu stołu patrzyła się na ucznia wyczekująco.
23.
– Czułem, że coś jest nie tak, że oni sami między sobą się nie zgadzają, ale wtedy to było dla mnie mało ważne. Przeszukiwałem gorączkowo pamięć szukając w niej jakiegoś Harry’ego Pottera. Widzisz, ja znałem jej życiorys na pamięć, potrafiłem wymienić wszystkie 14 sposobów użycia smoczej krwi, które odkryła i to w kolejności ich odkrywania. Mogłem sekunda po sekundzie odtworzyć jej walkę z czterema smokami, dzięki której jeszcze jako uczennica wygrała Turniej Trójmagiczny. Pamiętałem teksty i zapisy nutowe wszystkich piosenek, które napisała dla Celestyna Warbecka, a nawet nazwiska wszystkich zakochanych w niej znanych czarodziejów, a przecież wiadomo, że prawie każdy mężczyzna, który ją tylko spotkał, zakochiwał się w niej bez pamięci. Ja też ją kochałem, dlatego studiowałem jej życiorys obsesyjnie, ale nigdy, ani razu, nie natknąłem się nazwisko jakiegoś tam Pottera.
24.
To już nie była mała, pomarszczona staruszka. W jego oczach była ziejącym ogniem skląto-niuchaczem, najstraszniejszą ze znanych magicznych bestii. Z niewiadomych powodów wszyscy inni członkowie komisji, nawet jej Przewodniczący, potulnie położyli uszy po sobie i nie wtrącali się już, gdy ponowiła swoje pytanie.
– Kim był Harry Potter?
Chłopak nie miał siły spojrzeć jej w oczy. Powoli do niego docierało, że to już koniec. Zwiesił smętnie głowę.
– Wiesz, czy nie?
To pytanie nie zabrzmiało jak wystrzał, ale jak syk węża. Po chwili pokręcił przecząco głową.
25.
– I to już koniec tej historii. Jeśli liczyłeś na jakiś nagły zwrot akcji, no nie wiem, odsiecz ratująca mnie szarżą na białym smoku, to muszę cię rozczarować, nic takiego się nie zdarzyło. Takie rzeczy zdarzają się tylko w marnych powieściach dla młodych czarodziejów. Mój egzamin skończył się w ciszy, bez fajerwerków czy nawet krzyków. Po prostu wcisnęli mi w rękę karteczkę i kazali wyjść. Potem to już była normalna procedura, choć mało z niej pamiętam. Złamanie różdżki ćwiczebnej przez woźnego Filista Flicka i wydalenie ze szkoły. Mogli mnie zredukować do Kiciusiów, ale nie zrobili tego i nikt nie tłumaczył dlaczego. Dwa lata tułałem się żebrząc o jedzenie, bo pracy żadnej przecież nie mogłem dostać, nie mogąc okazać Certyfikatu Wykwalifikowanego Czarodzieja ani nawet różdżki, choćby ćwiczebnej. Jak przeżyłem? Miłością. Tak, nie śmiej się, uratowała mnie miłość do Niej, do tej pięknej i mądrej istoty, która zmieniła cały nasz świat na lepszy. Tak, to prawda, nie wyglądam na zabiedzonego. Dlaczego? Och, domyśl się.
26.
Kiedy tylko weszli do brudnej knajpy, ucichły wszystkie szepty i rozmowy. Z daleka było widać, że to członkowie budzącej grozę Różowej Brygady, elitarnej jednostki aurorów, zajmującej się bezpieczeństwem wewnętrznym państwa czarodziejów, czyli w praktyce wszystkim tym, czym mieli ochotę się zajmować. Stojący ponad prawem, mogący wszystko, nawet posiadać prywatne różdżki, których nigdy nie zdawali do depozytu. Nikogo o nic nie pytali, prosto od wejścia skierowali się do stolika, przy którym młody chłopak rozmawiał ze starszym mężczyzną ubranym z cudzoziemska.
27.
– Obiecałem ci na początku prawdziwą historię i dotrzymałem słowa. To wszystko, co ci dzisiaj powiedziałem, to szczera prawda. Tylko, widzisz, nie cała. Ten wywiad nigdy się nie ukaże w tej twojej zagranicznej gazecie i nie ma znaczenia, że ja nigdy nawet nie słyszałem o takim kraju jak Polska. Nigdzie się nie ukaże. Bo miłość, ta miłość, która pozwoliła mi zostać prymusem, a potem przetrwać dwa lata w piekle, dała mi siłę do dalszej walki. Dlatego kiedy tylko mnie zaczepiłeś, potarłem taki mały tatuaż na lewym nadgarstku, o ten, zobacz. Zrobili mi go jeszcze w Radosnym Ośrodku Kwalifikacyjnym, tak jak wszystkim dzieciom. Kiedy po potarciu skóry zapiekło, wiedziałem, że mam szansę na nowe życie, na powrót, a ty jesteś ceną, którą za ten powrót zapłacę. Nie proszę cię o wybaczenie, nie potrzebuję go. Potter? Nie, nadal nie wiem kim był, czy w ogóle był, nie obchodzi mnie to. Złamał mi życie, ale jednak coś mu zawdzięczam. Nie zobaczymy się już nigdy, dlatego zdradzę ci mój największy sekret. Coś, w co sam prawie nie wierzę, a co dał mi właśnie tej jakiś tam Potter.
Już jej nie kocham.
Caairo11
|